niedziela, 26 października 2008

Bo każda historia gdzieś się zaczyna.

    Moja historia sięga wstecz, az do jesieni 2003, kiedy to ukończyłam kurs prawa jazdy na kategorię A.  (Póki co będę wracać do zdarzeń odległych, dopóki nie nadgonię i nie dobrnę do teraźniejszości ;) No więc co mnie skłoniło do takiego kroku? Jedna przejażdżka ze znajomym na tłuściutkim transalpie. Nie trzeba mnie było długo namawiać, feeling cudowny, wiatr we włosach, dzika, mechaniczna galopada... Jak mawia Arek, moje motocyklowe guru: motocyklizm to zabawa dla wolnych ludzi. A co tu dużo gadać, takim człowiekiem chcę być! 

    Zaraz po odebraniu prawku zaczęłam rozglądać się za czymś odpowiednim, nie za ciężkim, praktycznym, prościutkim w obsłudze sprzęcie, niezawodnym, z ogólnie dostępnymi częściami...Wszystkie wymogi zdawała się spełniać Honda XR 2003 L. Z trudem przewieziona spod Wałbrzycha w bagażniku Saaba 900s.. Na pierwszą rozmowę ze sprzedającym udałam się ze ściągą z internetu, na co trzeba zwracać uwagę przy oględzinach, bo zarówna ja, jak i mój ojciec mamy zerowe doświadczenie w tej dziedzinie. Na drugą rozmowę, już ostateczną, wybrałam się uzbrojona w gotówkę i fachowca, jakim jest moje guru. Wtedy też odbyłam jazdę próbną, bo przy pierwszej wizycie złośliwie poszła linka od sprzęgła. Jak się okazało, nawet jazda próbna wymaga wcześniejszej wiedzy i ogłady motocyklowej, bo jak na nieubezpieczony i niezarejestrowany motor, zrobiłam o wiele za długą trasę, na tyle długą, że wystraszeni sprzedawcy wyjechali w pogoni za mną, modląć się, żeby to oni mnie odnaleźli jako pierwsi, a nie grasujący w okolicy wóz policyjny...



Hondzina w terenie


   Napięcie towarzyszące zakupowi mojego pierwszego motocykla mogłabym porównać jedynie do uczucia, które towarzyszyło mi, gdy jako 13latka oznajmiałam ojcu, że właściciel stadniny, do której namiętnie jeździłam przez dobrych kilkanaście lat swojego życia, ma zamiar sprzedać mojego ukochanego konia, i albo my go zakupimy, albo pójdzie w obce ręcę. Tym razem to hondzie nie mogłam pozwolić odejść, a kiedy po raz pierwszy objeżdżałam rodzinne, wiejskie tereny, moje serce drżało z podniecenia, bo wiedziałam już, że na dobre przeskoczyłam na inne siodło.

1 komentarz: