Włóczyliśmy się po Karlskronie jak włóczykije. Ja czaiłam się z aparatem, żeby cyknąć choć kilka reprezentacyjnych zdjęć, ale niestety... Karlskrona wieje nudą. Centrum ogarnęliśmy w zaledwie 10 minut, tzw. "rynek" jest nudny jak flaki z olejem, każda dolnośląska pipidówa typu Lwówek czy Złotoryja rozwala go na łopatki i miażdży jednym pacnięciem niczym wydmuszkę. Tak więc jeżeli nie musicie, nie jedźcie do Karlskrony, bo nie znajdziecie tam niczego, czego nie moglibyście znaleźć w innym szwedzkim mieście. No może oprócz przystani Stenaline ;)
|
Burcu: "Hmm, tak se myślę, że Karlskrona dupy nie urywa" | |
|
To jedyne, co utkwiło w mojej pamięci z Karlskrony. Wizja psa samodzielnie sprzątającego kupę. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz