niedziela, 3 lipca 2011

Prom, czyli wesoła kompanija pod polską banderą

    Na prom dobiłam godzinę wcześniej, by na spokojnie wpakować się na pokład. Byłoby zupełnie nie w moim stylu, gdybym nie zostawiła czegoś w mieszkaniu Piotra, więc na pamiątkę ostały mu się pokrowce na torby i czapka, czyli podróż ledwo się rozpoczęła, a ja pozbawiona już byłam jakiejkolwiek ochrony przed deszczem i ewentualnym zimnem (a pamiętajmy, że jadę do deszczowej Skandynawii;).
    Załadunek na giganta Stenaline odbył się ekspresowo, szczególnie, że na bramce spotkałam trójkę motocyklistów z Polski na tłuściutkich bejcach, którzy tak jak ja bili na północ i pomogli mi z umocowaniem gnoma pasami. Był to mój pierwszy przejazd promem z motocyklem, więc wyjątkowo mnie ta pomoc ucieszyła. Ale wiadomka, samotna babeczka na motocyklu nie zginie! Chłopaki okazali się fajną ekipką w średnim wieku, powiązaną służbowo-rodzinnymi więzami. I tak już od kilku lat uderzają w trójkę w różnym kierunku, do Skandynawii już po raz drugi, zmieniają jedynie motocykle i objuczają je coraz bardziej przeróżnymi, wymyślnymi sprzętami oraz tonami browarów, ofkors;)
     9godzinny rejs upłynął w atmosferze rozmów, wyjadania im kanapek, zwiedzania promu, rozkoszowania się tarasem i morskim słońcem (którego nawiasem mówiąc w Polsce nie można było uraczyć już od dobrych kilku tygodni). Gdy zaczęło chłodnieć, schowaliśmy się do pokładowego kina, by uraczyć się sensacją lub krótką drzemką. I tak w Karlskronie wylądowaliśmy o godzinie 19, pożegnaliśmy się, wymieniliśmy numerami i  korzystając z luksusu chwilowego posiadania przewodnika z gpsem, poprosiłam nowych towarzyszy o odstawienie mnie pod adres koleżanki z wymiany studenckiej Erasmus - Burcu. Gdy Burcu zjawiła się po kilku minutach, ich tablice majaczyły już w oddali. Co było później? Polsko-meksykańsko-turecko-hinduska najebka z tequilą kupioną na promie, wspominki, śmiechy chichy i strojenie głupich min. Ale to pozostawmy. To już wykracza poza moje motocyklowe zwierzenia na dzień dzisiejszy ;)


Ciemne chmury miałam zostawić za sobą, jak się później okazało, na długo ;)

Czilaut na pokładzie, w tle pochrapują chłopaki

W tym miejscu rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę. Chłopaki w stronę Oslo, ja kilkaset metrów dalej na parking pod akademikiem kumpeli ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz