Co do wrażeń - być może pomyłką okazał się taki a nie inny dobór kierunku trasy. Bo co tu dużo gadać, po Szwecji i Norwegii Finlandia wypada dość blado. I gdyby nie moi nowi znajomi i ekspresowy kurs fińskiej kultury wraz z tradycyjnym polowaniem na niedźwiedzie czy foki, no i gdyby nie dość kolorowe i pijackie Helsinki, to przejazdu przed Finlandię z pewnością bym żałowała. A Szwecja? Norwegia? Powalające. Masy krystalicznej wody, czystość, pustka, ośnieżone szczyty w Norwegii i cisza, cisza, której rzadko kiedy można jeszcze zaznać w Polsce.
Sporym kontrastem okazał się przeskok do historycznych Inflantów, gdzie mentalnością zbliżeni do Słowian Estończycy uraczyli mnie bimbrem., gruzińską czaczą i śpiewem, a na Litwie zupełnie obcy ludzie ze skromniutkiej chałupiny ugościli mnie lepiej, aniżeli celebrytkę z Hollywood.
I to tyle. Czas na drugą część - bałkańską. Skandynawska część poszła jak z płatka, wszystko odbyło się wg planu, bez opóźnień i awarii, tak gładko, że aż tęskniło się za czymś nieoczekiwanym. Mam nadzieję, że nieoczekiwane przyjdzie - wraz z Bałkanami ;)
Back in PL. Złote łany witają. |
Kwiaty dla mojej Dziewczyny za dobre sprawowanie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz