wtorek, 26 lipca 2011

Międzylądowanie!

      Wróciłam! Ale tylko na moment... Podsumowanie: część północna  tripu zakończyła się po niemalże 16 dniach absolutnym sukcesem. Pogoda dopisała na całym Półwyspie Skandynawskim, a wbrew wszelkim przestrogom doświadczonych motocyklistów najbardziej deszczowym regionem okazała się... Polska. Nie tylko pogoda dopisała, dopisali również wszyscy ugadani gospodarze znalezieni za pośrednictwem strony couchsurfing.org, na której oferując miejsce u siebie, można w zamian znaleźć nocleg u dowolnej zarejestrowanej osoby na całym globie. W ten sposób suchy nocleg pod dachem znalazłam w 2 miejscach w Norwegii, aż 4 w Finlandii i w jednym w Estonii.
    Co do wrażeń - być może pomyłką okazał się taki a nie inny dobór kierunku trasy. Bo co tu dużo gadać, po Szwecji i Norwegii Finlandia wypada dość blado. I gdyby nie moi nowi znajomi i ekspresowy kurs fińskiej kultury wraz z tradycyjnym polowaniem na niedźwiedzie czy foki, no i gdyby nie dość kolorowe i pijackie Helsinki, to przejazdu przed Finlandię z pewnością bym żałowała. A Szwecja? Norwegia? Powalające. Masy krystalicznej wody, czystość, pustka, ośnieżone szczyty w Norwegii i cisza, cisza, której rzadko kiedy można jeszcze zaznać w Polsce.
    Sporym kontrastem okazał się przeskok do historycznych Inflantów, gdzie mentalnością zbliżeni do Słowian Estończycy uraczyli mnie bimbrem., gruzińską czaczą i śpiewem, a na Litwie zupełnie obcy ludzie ze skromniutkiej chałupiny ugościli mnie lepiej, aniżeli celebrytkę z Hollywood.
       I to tyle. Czas na drugą część - bałkańską. Skandynawska część poszła jak z płatka, wszystko odbyło się wg planu, bez opóźnień i awarii, tak gładko, że aż tęskniło się za czymś nieoczekiwanym. Mam nadzieję, że nieoczekiwane przyjdzie - wraz z Bałkanami ;)

Back in PL. Złote łany witają.

Kwiaty dla mojej Dziewczyny za dobre sprawowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz