poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Mototrip 2010, Hamburg, dzień pierwszy i drugi

    Z Bolesławca wyjechałam około 11.30, po drodze kupując jeszcze 4gigową kartę do aparatu (wygrana za relację motocyklową dla National Geographic Traveler'a;) i wagon fajek dla ukochanego w Holandii. Do kumpeli ze studiów w Hamburgu dotarłam może około 22. Przelotowa, koło 95 km/h, bolesna nauczka po Francji 2010- nie jeździc za szybko! Pan Leszek Kwiecień z K+K Motocykle doradził nawet przed wyjazdem, żeby zaznaczyć sobie czy farbką czy jakąś naklejką max i min na manetce, żeby zawsze kontrolować obroty.
    Do Hamburga dotarłam mega zmarnowana, dlatego po kolacji, winku i pogaduchach, padłyśmy z kumpelą do wyra. Z rańca zwiedzanie miasta, które zgodnie z moimi oczekiwaniami okazało się zachwycające. Olbrzymie lofty, portowy klimat, dużo wody, stare miasto rozrzucone pomiędzy kanałami, wszystko nadające miejscu niepowtarzalny charakter tradycyjnego miasta hanzatyckiego. Poza tym Hamburg obok Berlina to drugie kompletnie "nieniemieckie" miasto multikulti, pełne subkultur i o mocno swobodnej obyczajowości. Świadczą o tym chociażby ulica Davidstrasse, gdzie co metr można spotkać coraz to bardziej opryskliwą i wulgarną prostytutkę, "Żelazna Brama", czyli uliczka uciech tylko dla panów powyżej 18 lat oraz cała dzielnica wokół tych objektów, gdzie można odwiedzić miejsca seksualnych rozrywek różnej maści: od kabaretów z transwestytami w roli głównej, po burdele na kształt dzielnicy Czerwonych Latarni w Amsterdamie. Bardzo rozrywkowe miasto, jak dla mnie bomba ;)



Hamburg - hanzatycki klimat

    Pogoda w Hamburgu raczej dość wietrzna i deszczowa, jak w reklamie lakieru Taft ;) Polecam przede wszystkim najstarszą dzielnicę miasta oraz koniecznie przemieszczanie się statkiem, który jest takim samym środkiem komunikacyjnym jak metro czy autobusy. Koniecznie trzeba wybrać się też na Fischmarkt, najlepiej o 5 nad ranem po imprezie, kiedy to kanapka ze świeżą rybą najlepiej będzie wchodzić ;) Ja w trakcie tripu nie imprezuję, chyba, że dłuższy postój, ale że następnego dnia opuszczałam już miasto w drodze do Holandii, poimprezowej kanapki niestety nie miałam okazji spróbować.

Hamburg -  dużo wody, dużo night clubów ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz