Wracałam z Santanderu z duszą na ramieniu. Dobrze było poznać nowych ludzi, a powrót do Francji oznaczał powolne zmierzanie do punktu wyjścia. W drodze powrotnej zatrzymałam się ponownie u swojej rodziny w miejscowości Levignac de Guyenne, w sercu Akwitanii. Urzekły mnie malutkie miasteczka porozrzucane pomiędzy winnicami oraz pastwiskami dla krów ;) Urzekł mnie również spokojny tryb życia mieszkańców owych miasteczek, gdzie pozornie nic się nie dzieje ( głównie z powodu upałów), a jednak w każdym ocienionym ogrodzie tętni prowincjonalne życie. Kuzynka mojego ojca Damiana przywitała mnie wołowinową ucztą oraz winem. A następnego dnia pożegnała, jak ma to w swoim zwyczaju, ogromnymi sandwichami z bagietki, wypełnionymi kiełbaskami francusko-hiszpańskimi w stylu chorizo (jej mąż ma sklepik z wyrobami mięsnymi) oraz sutą porcją jajecznicy, które tak energetycznie nafaszerowane wystarczały z nawiązką na cały dzień. Skonsumowałam je w drodze do Doliny Loary, gdzie miało miejsce moje ostatnie spotkanie trzeciego stopnia z akwitańskimi krowami ;)
|
Damiana, Florent i Maximiliano na Hondzie ;) |
|
Duras |
|
Postój przy krowach |
|
One śledzą każdy Twój ruch.... ;)) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz