Pod koniec lutego 2009 przyszło mi wyjechać na cztery miesiące do Słowenii. Miejsce: miasto Maribor. Cel: stypendium w ramach programu wymiany studenckiej Erasmus. Oczywiście jako świeżo upieczona motocyklistka oraz właścicielka nieśmiganej jeszcze Hondki, nie mogłam nie zabrać ze sobą motocykla. Ale jak się okazało, załadunek motoru (który wszak waży niewiele, ale na przyczepce krótszej od sprzętu, w dodatku podpiętej do seicento) nie jest bynajmniej kaszką z mlekiem. Zajęło nam to znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy, co przesunęło wyjazd na dzień następny. Koło zdjęte, pasy zapięte, zacisk hamulca zabezpieczony, moto ustabilizowane starymi oponami oraz bagażami. Wszystko grało i mogliśmy ruszać. A jak już ruszyliśmy, to stanąć nie mogliśmy ;)
|
Honda bez przedniego koła na przykrótkiej przyczepce ;) |
Na trasie obyło się bez problemów, sprawdzaliśmy pasy co 100 km. ale prowizoryczny na pierwszy rzut oka załadunek, okazał się perfekcyjnym. Pewnie, następnym razem użyjemy profesjonalnej przyczepki, ale i tak można zaobserwować już pewien progres. Za pierwszym razem przewieźliśmy motur w bagażniku ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz