W Belgii warto się zatrzymać z kilku powodów: dla piwa, dla Brugii, dla słynnych "Belgian waffles" (belgijskie gofry w czekoladzie), no i ewentualnie, jak komu po drodze, w Antwerpii ;) Mnie akurat ściągnął tam znajomy poznany we Wrocławiu, który koniecznie chciał ugościć mnie na swoim terenie. I bardzo się cieszę, że do Antwerpii w rezultacie zajechałam, bo jakże krótki pobyt obfitował w całkiem niezłe wrażenia.
U Kristofa rozgościłam się koło południa, a ponieważ zamierzałam wyjechać już następnego poranka, czasu na zwiedzanie nie było zbyt wiele. Wrzuciliśmy zatem moje wciąż mokre ubrania do suszarki i po krótkim posiłku z lotu wskoczyliśmy na rowery, które jak w całym Beneluxie, są najbardziej popularnym środkiem komunikacji. W przeciągu zaledwie dwóch godzin już mogłam uznać Antwerpię za zwiedzoną ;)
|
Antwerpia na rowerze |
|
drugie po Rotterdamie miasto portowe Europy |
|
dworzec główny w Antwerpii |
Coś nie mam dziś natchnienia, ale to, co można uznać za najciekawsze w Antwerpii to zdecydowanie stare miasto oraz dworzec główny, przepiękny, odrestaurowany, robiący ogromne wrażenie, szczególnie w środku. Rzadko w końcu się widuje czteropiętrowe perony ;) Ale to nie zabytki Antwerpii zdecydowały o jej atrakcyjności, a wieczór, jaki spędziłam wraz z Kristofem na imprezie pożegnalnej jego znajomej, która akurat miała wyjechać na stypendium do Włoch. Przyjęcie urządzone w dokładnie takim stylu, jakim wyobrażałam sobie imprezy, które będę urządzać już we własnym domu: impreza w salonie oraz na tarasie - w ogrodzie, na wpół zadaszona, lampiony zawieszone na drzewkach owocowych, długi stół, przy którym siedzą starsi, oraz wysokie stoliki barowe, przy których żlopią piwo młodsi oraz uwaga! oryginalna, drewniana łódź, ustawiona na trawniku, wypełniona do połowy wodą, w której chłodzą się pyszne belgijskie browarki. Cud miód i malina. I w takiej to atmosferze bawiliśmy się wszyscy razem, od pokolenia naszych dziadków, po kilkuletnie brzdące, gaworząc to po angielsku, to troszkę po niemiecku, no i po polsku, ale to tylko ja i mój kolega, który jednak nie wykracza poza podstawowe zwroty typu "lubię to";)
Do domu wróciliśmy w bardzo dobrym nastroju, szczególnie ja, ucieszona nowymi znajomościami oraz dobrym litrem beligjskiego piwa. Czas jednak naglił i z żalem pożegnałam się z Antwerpią już następnego poranka.
|
Po lewej Rubens, po prawej Pan Nie Pamiętam Kto ;) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz