wtorek, 25 lutego 2014

Sprzęt i okablowanie - łączność podstawą kręcenia

    Od tego zaczęliśmy całą zabawę - łączność. Bez NavComm nie byłaby możliwa. Jak do tej pory zawsze wyruszałam w trasę sama, więc nigdy nie miałam okazji testować, jak to z tym słuchawkami i czy wygodnie, czy nie przeszkadza. Ale tym razem nie było wyboru. Ekipa w samochodzie przede mną (lub za mną w zależności od sytuacji) informowała mnie o każdym planowanym postoju, o manewrach, o zakrętasach, ale także zabawiała w trakcie niezbyt pasjonujących przejazdów trasą szybkiego ruchu.

    Rafał, czyli nasz spec od dosłownie wszystkiego, jako pierwszy pomógł mi ogarnąć system NavComma. Przyznam się bez bicia, gdyby ekipa wcześniej tego nie rozpracowała, mogłabym mieć sama małe problemy. 




    Generalnie sprzęcicho prezentuje się niezbyt skomplikowanie, póki człowiek nie zacznie się zastanawiać, co gdzie i z czym. Całe szczęście ja tu byłam zwolniona z myślenia, bo Rafał miał już instrukcję obsługi w głowie i okablował mnie w 2 minuty zanim zdążyłam zapytać: a co to? ;) Radiostacja wylądowała z tyłu zawieszona na pasie nerkowym, dla mnie okazała się to najwygodniejszą opcją. Ciężko wypowiedzieć mi się za innych, prawdopodobnie są lepsze, ciekawsze, bardziej optymalne rozwiązania umocowania tego wszystkiego, ale nam tak się spodobało i już!




    W lewym ramieniu kurtki puściliśmy kabel, do którego na rzepie mocującym przytwierdzony jest przycisk PTT. Są dwie opcje umocowania przycisku: na palcu (na wskazującym, ale dla mnie niestety zbyt uwierał na wskazującym dlatego zdecydowałam się na mały) lub na rękojeści kiery. Ponownie - jak kto tam woli. Sęk, by przycisku nie zgubić. Co do samego użytkowania - przycisk działał bez zastrzeżeń.



Co do umocowania mikrofonu i głośników. Zdecydowaliśmy się na zdjęcie w kasku otwartym (to nie ja, to Rafał ;), bo niestety w moim Airohu nie za wiele widać. Dwa bardzo cienkie głośniki idealnie chowają się za uszami, nawet w tak mocno przylegającym do głowy kasku enduro jak Airoh s4. Chowałam je dosłownie za uszami, bardziej z tyłu głowy, bo było mi najzwyczajniej w świecie za głośno, co przemawia raczej na plus sprzętu. Jeżeli chodzi o mikrofon, tu pojawiły się małe problemy z klejem. Niestety w moim Airoh przyklejenie do szyby nie wchodziło w grę, bo przysłoniłby mi widoczność. Na szczęce słabo kleił, za drugim razem niestety już nie chwytał, ale winić raczej należałoby materiał mojego kasku, do którego prawdopodobnie taki sprzęt nie jest stricte przystosowany. Problem rozwiązaliśmy w bardzo prosty sposób, nie przyklejaliśmy mikrofonu, był puszczony luzem w kasku, jedynie kabel dociskaliśmy zamykaną szybką. I już. Po kłopocie. Może ciut prowizorycznie, ale jakość odsłuchu na tym nie ucierpiała. Ekipa w aucie nie narzekała, ja żyję, oni żyją, zatem komunikacja musiała przebiec pomyślnie ;)




        Kilka słów podsumowania. Zasadniczo nie interesują mnie detale, ile kilometrów łączności zapewniał producent i czy aby nie obiecywał złotych gór. Na górach (i to bynajmnie nie złotych) sprzęt wprawdzie poległ, nie dał rady tunelom i zawijasom Sa Calobry, ale nikt od niego już tego nie wymagał. NavComm sprawił nam wiele radości i ułatwił komunikację. A jak, o tym w kolejnym odcinku serialu "En Moto" Mallorca" ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz